Ucieka im winda, mokną na deszczu, zostają okradzeni, wystawieni do wiatru, stoją w korku, nie mogą spać przez głośnego sąsiada, a jak śpią, to śnią im się koszmary albo wręcz przeciwnie - sny piękniejsze niż życie. W "Do ciebie, człowieku" nie ma herosów, nie ma akcji, ba - tak naprawdę nie ma nawet fabuły.
Wspaniała książka,szczególnie dla tych,którzy nie czują się szczęśliwi,są zagubieni,smutni,bądż w depresji.Otwierasz na jakiejkolwiek stronie i dosłownie słyszysz jakby sam Jezus do Ciebie przemówił w sposób serdeczny i taki,że Twoje troski nagle stają się nie tak straszne i nie tak ważne,co daje nadzieję,a cierpieniu przynosi ulgę.W książka oparta jest na słowach
Ref: Do Ciebie się cały świat ucieka, przez Różaniec Twej pomocy czeka, Różańcowa Dziewico, Maryjo. 2. Przyszłaś do nas z matczynym zadaniem, przestrzec ludzkość przed Bożym karaniem. <>< <>< <>< <>< 11. (863) Zawitaj, Królowo Różańca świętego, jedyna nadziejo człowieka grzesznego. Zawitaj, bez zmazy lilijo,
Vay Tiền Nhanh. To moje drugie świadectwo o mocy Nowenny Pompejańskiej, a raczej łask otrzymanych dzięki niej. Kiedyś napisałam o tym jak moja rodzina znalazła się na zakręcie życia, jakie mieliśmy problemy finansowe i emocjonalne, jak okazało się, że jestem w ciąży a dziecko miało urodzić sie z wadą serca i wadą genetyczną. Wtedy z wyjątkiem starszego syna, nasza rodzina przeżyła nawrócenie, poznaliśmy moc Różańca świętego i Miłosierdzia Bożego. Nie mogę uwierzyć ile od tamtej pory się zmieniło w naszym życiu i nadal się zmienia. Dostąpiliśmy łaski i nasza córeczka urodziła się zdrowa. Rok temu, przed kolejną rocznicą ślubu zaczęłam odmawiać moją trzecią już Nowennę Pompejańską. Nie wiedziałam, czy najpierw prosić o błogosławieństwo dla naszego małżeństwa, czy o nawrócenie starszego syna. Było wiele przeciwności, zaczynałam ją 3 razy aż w końcu udało się wytrwać przez cały tydzień. Pewnego dnia poczułam, że Matka Boża chce, bym modliła się w zupełnie innej intencji… Powiedziałam dobrze, tylko przyjmij Matko ten mój z takim trudem wymodlony już tydzień , bo nie wiem, czy dam radę zacząć jeszcze raz wszystko, od poczatku, gdy zły tak mi utrudnia. I … o co mam tak właściwie się modlić??? Przeżegnałam sie i w moich myślach pojawiła się intencja: „za wszystkie ofiary pożarów – o spokój i zbawienie ich dusz”… Gdyby ktoś, jeszcze trzy lata temu powiedział, że będę odmawiać po cztery części różańca, codziennie i w dodatku w takich intencjach, to bym popukała się w czoło a potem go wyśmiała… . Jedna dziesiątka to był wyczyn, cały różaniec to było coś niewykonalnego, a przede wszystkim klepanie takiej ilości „zdrowasiek” – bez sensu! Przecież byliśmy „nowocześni”! Wtedy – ale nie teraz. Kiedyś mówiłam: jestem wierząca, ale nie praktykująca i byłam dumna z tego, że nie daję się omamić „czarnym” i nie jesteśmy zacofani jak oszołomy w beretach… Dziś mogę powiedzieć, że wtedy byłam „żywym trupem” ! Życie bez Boga nie jest życiem – to oszukiwanie samego siebie i zagłuszanie dziwnymi teoriami własnego sumienia. Kiedy kończyłam ostatni tydzień nowenny złe moce przypuściły szturm: różaniec rwał się co chwilę, dziecko budziło się z krzykiem, nawet miałam wrażenie, że ktoś obcy jest w mieszkaniu. Wytrwałam! Poszłam na mszę św. podziękować Matce Przenajświętszej, że była ze mną przez te 54 dni i za tę niezwykłą intencję. Wieczorem jak zwykle odmawiałam już moją „codzienną” jedną część różańca, akurat były to tajemnice chwalebne. Gdy przyszła kolej na czwartą, przed moimi oczami pojawił się niezwykły obraz: Niewiasta obleczona w słońce w koronie z gwiazd dwunastu a pod Jej stopami księżyc. Muszę napisać, że nie piłam, nie zażywałam niczego, ani nie cierpię i nie cierpiałam nigdy na żadne urojenia! Widok ten był tak niezwykły i tak piękny, że kolana same mi się ugięły a łzy popłynęły po policzkach. Pomyślałam, że może śpię i to wszystko mi się śni… ale nie! Moje malutkie dziecko spokojnie spało na naszym łóżku, mąż w pokoju obok oglądał telewizję… a ja… ja byłam oniemiała, ale na pewno nie śpiąca! Maryja miała welon na głowie i długie szaty. Płaszcz był przedziwnie błękitny, a reszta stroju nieziemsko biała, mieniła się cudownie. Od słońca za Jej plecami bił taki ogromny i nie samowity ostry blask, a jednak nie raził, był raczej ciepłem, ukojeniem, uzdrowieniem. Blask ten był jednocześnie Jej włosami spadajacymi na ramiona spod welonu. Cała postać jaśniała niezwykłym światłem, takim, jakiego nie ma tu na ziemi. Maryja miała dłonie skrzyżowane na swym Sercu patrzyła z uśmiechem. Jej twarz, to widok jakiego pragnie każde stworzenie na ziemi – to radość, miłość, nie kończące się dobro, to wszystko czego potrzebujesz, dla czego chcesz żyć, albo umierać! Pomyślałam: Matko zabierz mnie ze sobą! Wiedziałam, że obok śpi moje malutkie dziecko, ale jednocześnie chciałam, pragnęłam być z Maryją teraz i na zawsze. Miałam wrażenie, że jeśli teraz bym umarła i Maryja wzięła by mnie ze sobą, była bym najszcześliwszą ze wszystkich na świecie. Jednocześnie wiedziałam, że moim dzieciom nic złego się nie przydarzy beze mnie, bo Bóg będzie czuwał nad nimi, chyba, że same będą chciały odejść od Niego ale na to i ich wolę, czy tu będę, czy też nie, nie mam wpływu. Kiedyś bardzo obawiałam się śmierci i tego co jest „tam”, czy na pewno „coś tam jest” a może wszystko z chwilą śmierci się kończy i co??? Teraz już wiem, że „tam” jest Ona Matka Bożego Syna i nasza Matka! Jeśli Jej widok daje taki spokój, radość i szczęście, to czym będzie łaska ogladania samego Boga!!! Maryja patrzyła na mnie z cudownym uśmiechem, potem spojrzała i wskazała ręką na krzyż, który teraz zauważyłam, bo stał w pewnym oddaleniu. To spojrzenie było pełne miłości i całkowitego oddania. Nie mówiła nic, nie musiała – zrozumiałam. Światło zbladło i wszystko zniknęło tak niespodziewanie jak się pojawiło. Zalałam się łzami. Łzami radosci, smutku, żalu. Powiedziałam: Boże! Nie jestem godna…Kim, że ja jestem, żeby oglądać to wszystko???? I wtedy w swoim sercu usłyszałam Głos: ” Człowiekiem, dla którego chciałem umrzeć” Dziś nie opuszcza mnie nadzieja, że kiedyś ” tam” bedzie mi dane zobaczyć jeszcze tę cudowną postać Matki Bożej, że nie stracę danej mi szansy bycia dzieckiem Bożym. Modliłam się gorąco, aby dane mi było, choć brzeg szaty Matki Najświętszej jeszcze kiedyś ucałować a będę na prawdę szczęśliwa… 16 lipca będąc na wakacjach ze znajomymi poszliśmy wszyscy do miejscowego kościółka. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to jest Święto Matki Bożej z Góry Karmel, ale moje serce, waśnie wtedy zostało wezwane, by być tak jak Ona. Dziś noszę Szkaplerz Karmelitanskiński – skrawek Jej szaty na sercu i każdego dnia, na jego poczatku i końcu, całuję ten niby niepozorny kawałeczek materiału dziękując za to co było, co jest i będzie przede mną. Minął rok zanim zdecydowałam się cokolwiek napisać o tym, ale wciąż wszędzie słychać ” Idźcie i głoście” i nie dawało mi to spokoju… . Modlitwa różańcowa, zwłaszcza za innych ma wielką moc i daje niesamowite łaski cytując św. Josemaria Escriva „Trzeba, abyśmy dziś i zawsze widzieli w różańcu potężny oręż, który umożliwi nam zwycięstwo w naszych wewnętrznych zmaganiach i który będzie pomocą dla każdej duszy. Niechaj usta nasze wychwalają Najświętszą Maryję Pannę. Bóg oczekuje od nas zadośćuczynienia i modlitwy. Obyśmy zawsze umieli i pragnęli rozsiewać pokój i radość na całym świecie poprzez tę wspaniałą modlitwę do Matki Boskiej i poprzez naszą czuwającą miłość.”
Z Nią w modlitwie różańcowej kontemplujmy Jezusa Chrystusa, wypraszając łaski dla siebie, swoich bliskich, Kościoła świętego, Ojczyzny i całego świata... „Nie trać nadziei, grzeszniku, ale bezpiecznie uciekaj się do tej Pani, bo znajdziesz Ją z rękami pełnymi miłosierdzia i hojności. Pamiętaj, że ta litościwa Królowa bardziej pragnie obdarzyć cię łaskami, aniżeli ty pragniesz je otrzymywać”. Słowa te – powtarzane za św. Alfonsem Liguorim – są zachętą do tego, aby zdać się na łaskawość naszej Pani i Matki, ufnie uciekając się do Niej nie tylko wówczas, gdy przytłaczają nas życiowe trudności, ale zawsze. Jej Serce jest pełne niezmierzonej słodyczy wobec nas, Jej dzieci. Przez Jej ręce otrzymujemy zdroje Bożych łask. Z Nią w modlitwie różańcowej kontemplujmy Jezusa Chrystusa, wypraszając łaski dla siebie, swoich bliskich, Kościoła świętego, Ojczyzny i całego świata. Pieśni ku czci Pani Różańcowej „Wszystko się skończy więc i cierpienia się skończą. Droga chwały, to droga krzyża. Matka Najświętsza z nami, Ona nam zawsze pomaga” - św. Maksymilian Kolbe. Różańcowa Pani nieba, ziemi, *Pozdrawiamy Cię głosy naszymi. Do Ciebie się cały świat ucieka, Przez Różaniec Twej pomocy czeka. Różańcowa Dziewico, Maryjo. Przyszłaś do nas z matczynym zadaniem, *Przestrzec ludzkość przed Bożym karaniem. Do Ciebie... Mówisz, że chcesz być dla nas obroną *I ratować dusze, które toną. Do Ciebie... Więc w Fatimie wskazałaś różaniec, *Że dla grzesznych to obrony szaniec. Do Ciebie... Tajemnice różańca świętego, *Zdepczą wroga zbawienia naszego. Do Ciebie... Wtedy Serce me zatriumfuje, *Ludzkość całą ono uratuje. Do Ciebie... Zawitaj, Królowo Różańca Świętego Zawitaj, Królowo Różańca Świętego, *jedyna nadziejo człowieka grzesznego! Zawitaj, bez zmazy lilijo, *Matko Różańcowa, Maryjo! Panno nad pannami, Święta nad Świętymi, *Najświętsza Królowo, Pani nieba, ziemi, najśliczniejszy kwiecie, lilijo, *Matko Różańcowa, Maryjo! Matko Różańcowa, jasna Gwiazdo morska, *Anielska Królowo, śliczna Matko Boska; raju rozkosznego lilijo! *Matko Różańcowa, Maryjo! Tyś jest najśliczniejsza, Różo ogrodowa,* Tyś najprzyjemniejsza, różdżko Aronowa, najwdzięczniejszy kwiecie, lilijo,* Matko Różańcowa, Maryjo! Chwała bądź Maryi na niebieskim tronie, *która w różańcowej królujesz koronie, Święta nad Świętymi, lilijo, *Matko Różańcowa, Maryjo! Zawitaj, Matko Różańca Świętego Zawitaj Matko Różańca Świętego, *Przybytku Boga w Trójcy jedynego; Ucieczko nasza, Ucieczko nasza, *w życia doczesności, O cedrze czystości! Najozdobniejsza różo ogrodowa, * Najprzyjemniejsza różdżko Aronowa, * Wonność balsamu, wonność balsamu, balsam przechodząca, * Matko kochająca! Niczym są dla nas wszystkie ziemskie rzeczy, * Gdyż duszy naszej żadna nie uleczy; * Lecz życie łaski, lecz życie łaski, daje nam Królowa, * Matka Różańcowa! O, jakże miłe, słodkie są wyrazy, * Które śpiewamy sto pięćdziesiąt razy; W tych tajemnicach, w tych tajemnicach, róża się rozwija: * Jezus i Maryja. Wiedzieć potrzeba, że Różaniec Święty * Nie ludzkie dzieło, choć od ludzi wzięty, * Lecz go natchnęła, lecz go natchnęła dobroć niepojęta, * Sama Trójca Święta! Który za prezent Panna odebrała, * Dominikowi swoją ręką dała, * Przy licznych świadkach, przy licznych świadkach, wśród aniołów grona * Chwałą otoczona! Dominik święty zaś nam ufundował, * Kościół łaskami uprzywilejował * Tym, którzy wiernie, tym, którzy wiernie służą Pannie świętej, * Bez grzechu poczętej. Prześliczna Różo anielskiej czystości, * Chciej nas zachęcić do świątobliwości, * Byśmy tu stale, byśmy tu stale Ciebie wychwalali, * Pilnie pozdrawiali. A tym, co z światem już się pożegnali, * A Imię Twoje żyjąc wychwalali, * Niechże im świeci, niechże im świeci światłość wiekuista, * O Panno przeczysta! Fragment pochodzi z książki:Bożena Hanusiak (opr.), Modlitewnik dla róż różańcowych, Dom Wydawniczy Rafael Można ją kupić tutaj!.Modlitewnik jest przygotowany dla osób modlących się w Żywym Różańcu. Oprócz rozważań różańcowych zawiera również modlitwy, które pomogą rozwijać więź z Matką Najświętszą, zwracać się do Niej w każdej potrzebie, wyjednywać Boże dary. opr. ac/ac
Relacja Boga z człowiekiem to sprawa bardzo skomplikowana. Dlaczego? Nic tak nie komplikuje życia jak wolność i to, co z niej wynika: decyzje i wybory. A konfrontacja, która dokonuje się w spotkaniu między dwiema wolnymi osobami, to historia na osobną książkę. Jedno z pewnością wymaga podkreślenia: nikt nie daje nam takiej wolności, jaką daje nam Bóg, ponieważ wolność jest tym większa, im większa jest miłość. A jeśli Bóg jest Miłością, to jest także Wolnością. W odczytywanym w tę niedzielę fragmencie Ewangelii słyszymy historię dobrze nam znaną: „(...) młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swoją własność, żyjąc rozrzutnie” (Łk 15,13). Możemy odejść od Ojca i żyć po swojemu. Tak, to nasze prawo. Bóg nie będzie nas trzymał na siłę w swoim domu. Da nam nawet kanapki na drogę. Zaopatrzy nas na podróż. Zatankuje do pełna bak. Da kieszonkowe. Ale nigdy nie powie: „Żegnaj!”. Zawsze będzie to: „Do zobaczenia!”. Bo drzwi Jego domu pozostaną dla nas otwarte. Zawsze. Nawet wtedy, gdy wychodząc zatrzaśniemy je za sobą. Przyglądając się historii marnotrawnego syna, mogę zadać sobie pytanie o moje „dalekie strony”. Czym są? Gdzie szukam szczęścia? Dokąd uciekam przed Bogiem? W czym się z Nim nie zgadzam? W czym jestem od Niego „mądrzejszy”? Każdy z nas ma takie swoje „dalekie strony”. W każdym z nas jest przynajmniej trochę z marnotrawnego syna. Warto pamiętać, że we fragmencie Łukaszowej Ewangelii słyszymy o dwóch synach. Obaj są roszczeniowi: jeden domaga się części majątku, drugi dowartościowania. Każdy z nich ucieka też przed ojcem. Jeden opuszcza rodzinny dom i wyjeżdża w siną dal. Drugi co prawda zostaje z ojcem, ale ucieka w głąb siebie, żyjąc obok ojca nie jak syn, lecz jak sługa. Jeden zapomina o ojcu, drugi nie widzi w sobie syna. Obaj są marnotrawni. Jeden nie umie korzystać z wolności, drugi nie docenia bliskości Ojca. Można być przy Ojcu, a mimo to nie czuć się wolnym, lecz uciemiężonym i przez to sfrustrowanym. Brak radości z wiary to doświadczenie wielu osób, które mianują się osobami religijnymi. Trzeba jednak pamiętać, że religijność to nie to samo co wiara. Przestrzeganie przykazań może być jak życie pod butem: „Oto tyle lat ci służę i nie przekroczyłem nigdy twojego nakazu; ale mnie nigdy nie dałeś koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę” (Łk 15,29-30). Znamienne jest, że starszy z braci nie jest w stanie wydusić z siebie słowa „brat”, lecz używa sformułowania „ten syn twój”. Zawsze mnie to uderza, bo pokazuje, ile w nim musiało być żalu, pretensji i zawiści! Ojciec w prosty sposób tłumaczy więc starszemu z synów logikę swojego postępowania, w którym przebaczająca miłość okazuje się lekarstwem na cały doświadczany wcześniej ból wynikający z odrzucenia: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co moje, do ciebie należy. A trzeba było weselić się i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się” (Łk 15,31-32). Najpierw nazywa syna swoim dzieckiem, przypominając mu w ten sposób o jego tożsamości. W delikatny sposób koryguje go również, podkreślając, że młodszy z rodzeństwa, choć popełnił życiowy błąd, nie przestał być jego bratem – że choć dotąd był dla swoich bliskich jak umarły, to teraz należy pomóc mu wrócić do życia. Świetnie tę logikę uzupełniają słowa, które znajdujemy u św. Pawła: „Jeżeli ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe” (2 Kor 5,17). Ewangelia zachęca nas do stosowania nowej logiki, do postępowania w nowy, różniący się od świata sposób. Chrześcijanin ma w miłości do drugiego iść dalej niż świat. Może być przez to wyśmiany i wytknięty palcami jako naiwniak, który nie potrafi zawalczyć o swoje. Świat jednak nie będzie rozumiał tego, że prawdziwa walka o „swoje”, to walka o życie wieczne w Królestwie Miłości. „Albowiem w Chrystusie Bóg jednał z sobą świat, nie poczytując ludziom ich grzechów, nam zaś przekazując słowo jednania. Tak więc w imieniu Chrystusa spełniamy posłannictwo jakby Boga samego, który przez nas udziela napomnień. W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem!” (2 Kor 5,19-20). Apostoł Narodów mówi o słowie jednania, a nie wykluczenia. Bóg w Chrystusie jedna ze sobą świat, a my mamy być narzędziami tego jednania. Oczywiście, nikogo nie mamy przyprowadzić do Boga na siłę. Pojednanie dokonuje się w wolności. Mamy być jednak tymi, którzy wypatrują choćby cienia nadziei, choćby jednego drgnięcia serca, które szuka Pana i pragnie Go poznać. Nie możemy stawiać zasieków i rzucać kłód pod nogi – nie tego uczy nas Ojciec: „A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go” (Łk 15,20). Okazuje się jednak, że ucieszyć się czyimś nawróceniem jest bardzo trudne – jakbyśmy zazdrościli innym wolności wyboru grzechu, jakbyśmy przy Bogu sami nie czuli się wolni, lecz przymuszeni do posłuszeństwa. Nie potrafimy zostawić historii grzechu drugiego człowieka w przeszłości, ale rozdmuchujemy i podkreślamy jego konsekwencje zamiast pomóc powstać: „(…) przybliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie, mówiąc: «Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi»” (Łk 15,1-2). Dzisiejsza Ewangelia obnaża to, jak czasami żyjemy w naszej kościelnej wspólnocie. Dobrze czujemy się w towarzystwie „nawróconych”, będąc jednocześnie „ekipą” zamkniętą na „nowych”. A kiedy pojawia się marnotrawny syn, przestajemy czuć się w Kościele jak we własnym domu. Nie chcemy już do niego wejść. Nawróconego człowieka traktujemy jak intruza, któremu nie można zbyt szybko zaufać. W gruncie rzeczy czujemy się po prostu zagrożeni – boimy się, że stracimy to, co mamy, na rzecz kogoś, kto według nas na to nie zasłużył, bo przecież przez lata hulał po świecie. Miłosierny ojciec z Jezusowej przypowieści jest wezwaniem skierowanym do nas, żebyśmy pozwalali Bogu poszerzać nasze serce, by uwierzyć, że jeden jest Ojciec, a my wszyscy – niezależnie od naszych wyborów – na zawsze będziemy Jego dziećmi.
do ciebie się cały świat ucieka